środa, 16 stycznia 2013

Norma krąży

Jak to mawia jeden z moich profesorów - nic się tak nie sprzedaje jak dupa, więc jako przykład zmiany norm posłuży mi seksualność i sposób jej normowania. Żeby nie wgłębiać się w analizy historyczne sięgające  już praludzi (a przy tym całą sprawę niemiłosiernie rozwlec), skupię się na dwóch okres w historii: epoce wiktoriańskiej (plus minus jeden wiek) i czasach współczesnych. A żeby zachować choć pozory analizy naukowej wesprę się na "Historii seksualności" Michela Foucaulta i najlepszym współczesnym podręcznikiem nt. seksu, wydawanym co miesiąc w formie kolorowego magazynu (współczesne idee nauki jako zabawy odnoszą sukcesy) - Cosmopolitan (nr2 (189)/2013).
Ale zacznijmy chronologicznie.
W powszechnej świadomości utarło się, że czasy wiktoriańskie to seks w minimum traktowany jako konieczność reprodukcyjna, o którym rozmowa jest całkowicie niedopuszczalna. Nic bardziej mylnego! Seks oczywiście istniał, nawet w formach lubieżnych (ale te bezpiecznie zamknięte były w domach schadzek i pomijane głębokim milczeniem), choć zarezerwowany został dla małżeństw, umiejscowiony w ich sypialniach i pozbawiony rozrywkowej strony.
Nieprawdą jest natomiast twierdzenie, że sferę seksualności przykryto milczeniem, wręcz przeciwnie: o seksualności mówiło i pisało się bardzo wiele. W XVIII wiecznych kolegiach podporządkowano jej prawie całe życie młodych ludzi (szeregi reguł dla uczniów, rozwiązania architektoniczne itd.). Począwszy od XVIII wieku, a skończywszy na XIX seksualność stała się przedmiotem zainteresowania medycyny, psychologii i prawa karnego. Poświęcano jej bardzo wiele uwagi, poprzez rejestrowanie każdego najmniejszego odchylenia lub perwersji i nadawanie im miana chorób lub zwyrodnień, czy inaczej "aberracji zmysłu rozrodczego" i piętnowanie ich wyrokami sądowymi.
Na liście grzechów ciężkich figurowały, różniące się jedynie znaczeniem, rozwiązłość (stosunki pozamałżeńskie), cudzołóstwo, uwiedzenie, duchowe bądź fizyczne kazirodztwo, ale także sodomia i odwzajemniane "pieszczoty". - pisze Faucoult.
Jednym słowem - w epoce wiktoriańskiej, a nawet ciut wcześniej, seksualność była jednym z najważniejszych aspektów życia i poświęcano jej wiele uwagi i słów. Sekret tkwi w tym, że zmieniono zasób słownictwa na jak najbardziej powściągliwy, a wszelkie wysiłki podejmowane wokół tematu miały służyć wyeliminowaniu, zatuszowaniu istnienia takiej sfery życia człowieka.
Czy współczesne czasy bardzo się różnią?
Kolosalnie, choć środki są takie same. Dziś także seks postawiony jest na piedestale, także cały język jest jemu podporządkowany, z tą różnicą, że współcześnie ma to prowadzić do wyeksponowania ludzkiej seksualności. 
Spójrzmy na okładkę Cosmopolitana. 75% jej zawartości odnosi się do omawianej kwestii: od uwodzicielsko wyeksponowanych pleców kobiety, po główki np. "Poznaj jego łóżkowe paranoje". No i oczywiście odniesienie do najnowszego bestsellera światowego - trylogii książkowej o Christianie Greyu, współczesnym libertynie.
Ale dopiero to, co kryje się za okładką, jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Dla porządku zastosuję wypunktowanie:
  • reklamy produktów mających poprawić wygląd kobiety (oczywiście na każdej reklamie modelka zalotnie spogląda w obiektyw), aby była atrakcyjniejszym obiektem na rynku seksualnym*
  • rubryka "Co jest teraz SEXY", a w niej np. nowa kolekcja pastelowych zegarków - mi wprawdzie czasomierze nie kojarzą się zbyt erotycznie, ale jest to prosta zasada dzisiejszych czasów: wszystko musi być seksowne, wszystko musi mieć konotacje erotyczne, gdyż to najlepiej się sprzedaje (bo to jest najbardziej pożądane)
  • tekst na temat stosowania przez młodych mężczyzn viagry - okazuje się, że presja społeczna jest tak duża, że mężczyźni czują się wyjątkowo niepewnie przed zbliżeniem i profilaktycznie zażywają niebieskie pigułki (co zabawne - redakcja Cosmo nie skupia się na tym problemie, którego przecież sama jest powodem, ale na tym, jak pozytywny wpływ może to mieć na związek)
  • podawanie praktycznych rad na temat technik seksualnych, które mają uczynić życie erotyczne jeszcze bogatszym i intensywniejszym, liczne instruktaże (np. Seks po przerwie - jak to się robi lub porady nt. masturbacji)
  • Zbyt duże tempo życia, stres i brak odpoczynku skutecznie wygaszają libido - możemy przeczytać w tekście na temat męskich obaw w łóżku. Znamiennym dla naszych czasów jest, że nacisk położono na niemożność podjęcia stosunku, nie na niezdrowy tryb życia mogący powodować poważne problemy zdrowotne
  • coraz więcej miejsca poświęca się chorobom wenerycznym, które do niedawna stanowiły temat tabu, a dziś są traktowane jak naturalny skutek uboczny życia seksualnego, przykry, ale nie dziwniejszy od grypy
  • zaprzęgnięcie medycyny do walki o bardziej zadowalający seks - laser erbowy ma zapewnić większą elastyczność pochwy
  • kultura skupiona wokół erotyki: 4 z 6 polecanych przez Cosmopolitan książek traktuje mniej lub bardziej o seksie
  • horoskop zminimalizowany do przewidywań seksualnych: dla singielek i kobiet w związkach.
A wszystko to w tylko jednym numerze... Po przeczytaniu go dochodzę do wniosku, że tak jak w czasach wiktoriańskich każde nieco dziwne upodobanie seksualne stawało się anomalią i chorobą, tak dzisiaj każda anomalia i choroba przekształcana jest jedynie w ekstrawaganckie upodobanie. 
Jak drastycznie potrafią zmieniać się normy. Zastanawiam się tylko, kiedy coś się zmieni, bo przecież... norma krąży.
*uważam to za trafne sformułowanie zważywszy na dzisiejsze "urynkowienie" seksu