środa, 25 września 2013

Kobiecy romantyzm

zdjęcie ze strony: http://www.touchofart.eu
Do tego posta zainspirowała mnie Marcelina, która skomentowała notkę o gejach. Marcelina napisała, że jest niepoprawną romantyczką i to napędziło moją machinę myśli. Bo ja się zastanawiam, czy to z romantyzmem kobiet jednak nie jest tak, że one po prostu oczekują baaardzo dużo romantyzmu od mężczyzn? No bo zastanówcie się, kto tak naprawdę zawsze robi te potężne gesty miłości, kto wygłasza wzruszające mowy, kto robi z siebie kompletnego idiotę w imię miłości? Zawsze mężczyzna. To Harry był romantyczny, nie Sally. To pan Darcy okazał się tak zakochany w Lizzy, że porzucił dla niej swoją twardą pozę.
Kobiety oczekują romantyzmu, ale same są dość zdystansowane, czyż nie? Mężczyzna zakochuje się kompletnie i nieodwracalnie. Kiedy już raz podejmie decyzję, że chce być z Tą kobietą, to już nie ma wątpliwości. A kobieta? Ona musi do tego dojrzewać, musi przemyśleć, musi odepchnąć wszystkie wątpliwości, które jej się nasuwają.
Nie mówię, że na pewno mam z tym rację. Ale kiedy obserwuję różne pary, to wydaje mi się, że tak właśnie jest.

sobota, 21 września 2013

Żeby zostać Październikiem, trzeba zacząć od stycznia.

Była sobie taka bajka, której bohater - Październik był takim chłopem, co to go nic nie ruszy. Wszystko robił z rozmachem. Mój tata dostał taki przydomek i pewnie już do końca swych dni zostanie Październikiem. A ja, jako mała dziewczynka patrząc na tatę, uczyłam się jak powinien zachowywać się mężczyzna. I oczywiście trochę się zdziwiłam, kiedy mój chłopak najpierw googlował, jak przepycha się zlew, bo nie wiedział.
Później przyjaciółka opowiadała mi, jak jej narzeczony też znalazł się w sytuacji zapchaniowo-rurowej, ale nic nie googlował tylko poszedł na żywioł i zalał szafkę, a ona się śmiała, bo jak prawdziwa kobieta XXI wieku jest bardzo wyemancypowana i sama wie, jak powinno się przepychać zlew, więc tylko złośliwie czekała na porażkę mężczyzny.
A mnie naszła taka refleksja, że przecież nie wszystko umie się od razu. Tak mi się tylko wydawało, bo "poznałam" swojego tatę, jak już zdążył się wszystkiego nauczyć. A później oczekiwałam tych samych umiejętności od mojego rówieśnika. (Gdybym była tak samo wymagająca wobec siebie, to jeszcze, ale ja za cholerę nie wiem, czym powinno się spierać plamy z wina na przykład albo takie inne.) Teraz się cieszę, że mój chłopak jest na tyle ogarnięty, że najpierw się uczy, a potem coś robi, dzięki czemu nigdy mi nic nie zalał, a wszystko jest naprawione. I pewnie nasze dzieci też będą go nazywały Październikiem, a tylko ja będę wiedzieć, że kiedyś był Styczniem.
Ps. Ciekawe, który to poziom wtajemniczenia, jak jest się Grudniem?

środa, 18 września 2013

Zawsze mi się podobało na innych blogach, jak się robi rankingi słów kluczowych w wyszukiwaniu i wreszcie ogarnęłam, gdzie to znaleźć. Rozbawiło mnie, że do mojego bloga kogoś przygnało "shit perwersje". No umieram :D

wtorek, 17 września 2013

Dlaczego nie ma płaskich butów?

Spotkała mnie ostatnio rzecz potworna. Tylko, żeby od razu było jasne - Gazetą Wyborczą gardzę i całą Agorą również. Generalnie patrzę z politowaniem na rynek prasowy w Polsce, ale Wyborczej nie lubię jeszcze bardziej.
No i wracając do rzeczy potwornych. Poszłam do kawiarni, bo taki ze mnie burżuj czasem, ale poszłam sama, więc wzięłam sobie ze stoliczka coś do czytania, żeby się nie nudzić przy piciu kawy. Padło na Wysokie Obcasy, bo po pierwsze - nie było dużego wyboru, a po drugie, dzień wcześniej w redakcji* walał się gdzieś jakiś egzemplarz i przeglądałam przez chwilę zanim zaczęło się kolegium. No i tak czytam sobie, przeglądam tytuły, tematy. I co mnie naszła za myśl? Że chciałabym pracować w Wysokich Obcasach! Znaczy się w Wyborczej! Boże Drogi, myślałam, że prędzej skonam, niż to powiem, a jednak.
Rozumiecie, chodzi o to, że jestem kobietą. Lubię czytać prasę kobiecą. Lubię rozmawiać "o rajstopach i lakierach do paznokci" (w sumie nie wiem skąd te rajstopy, kto rozmawia o rajstopach?). Tylko poza tym mam mózg, który staram się wykorzystywać. I to się wszystko łączy - jestem kobietą I mam mózg. A wszystkie magazyny dla kobiet zakładają chyba, że kobiety to raczej nie bardzo interesuje cokolwiek poza sukienkami.
To jest w sumie śmieszne. W czasach feministycznie-agresywnych jedyne, o czym możesz przeczytać w piśmie dla kobiet, to jak skutecznie schudnąć albo jak zadowolić siebie tudzież mężczyznę w sypialni. Przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Wszystko się zmieniło po przeczytaniu tych nieszczęsnych Wysokich Obcasów. Okazuje się, że wojujące feministki mają zainteresowania, ciekawość świata i chęć rozszerzania swoich zainteresowań (nie wiem, czy to poprawne wyrażenie, ale who cares). Czytałam wywiady, teksty i nie zgadzałam się z nimi, bo mam diametralnie różny światopogląd, ale przynajmniej mogłam pomyśleć, poszukać kontrargumentów. Mogłam poczytać coś z treścią, prawdziwą treścią, dzięki której mój zaniedbany przez Glamour mózg pracuje.
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek pracowała dla Agory. Chyba to nie do końca wychodzi, kiedy nie zgadzasz się z linią programową pisma. Ale szkoda, że kobiety prawicy nie potrafią utworzyć dobrej konkurencji. Widzę jedną osobę, która nadawałaby się do tej roli: Joanna Bojańczyk. Bardzo lubię czytać jej teksty w Do Rzeczy (chociaż samego Do Rzeczy już też nie mogę strawić, PiS wychodzi mi uszami), są kobiece w najlepszym znaczeniu.
Chyba, że gdzieś takie pismo jest. To przepraszam za dyshonor i proszę mi wskazać tytuł.
*Z tą redakcją, to tylko praktyki, nic wielkiego :D

niedziela, 8 września 2013

Geje nie biorą się z kapusty

Ostatnio naszła mnie taka przewrotna myśl: a może połowa gejów to po prostu leniwi mężczyźni?
Ale po kolei.
W krótkim odstępie czasu i ja, i mój znajomy zmienialiśmy mieszkanie. Ja jestem dziewczyną, więc w przeprowadzce pomagał mi mój chłopak. Oczywiście nie nanosiłam się za dużo, a jak już, to raczej co lżejsze rzeczy.
Później rozmawiałam z tym znajomym i on tak sobie narzekał, jak to ciężka (dosłownie i w przenośni) sprawa, taka przeprowadzka. No i właśnie wtedy pomyślałam sobie: kobiety mają mężczyzn do pomocy w takich sytuacjach. A może mężczyźni, którzy nie chcą się za bardzo męczyć, też znajdują sobie mężczyzn do pomocy? I zostają gejami?
Póki co nie wymyśliłam jeszcze skąd się bierze ta druga połowa. Stay tuned!

poniedziałek, 2 września 2013

Jak telewizja do spółki z internetem zrujnowały Twoje życie

Rozmawiałam niedawno z siostrą o tym, jak destrukcyjny wpływ na człowieka ma telewizja. Na YouTube można obejrzeć całkiem ciekawą serię filmów dokumentalnych w tym temacie - How TV ruined your life.
Charlie Brooks, który prowadzi program, mówi o strachu, którego uczy nas telewizja. Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy, to Marsz Niepodległości, na który obawiam się co roku jechać z powodu zamieszek, chociaż w gruncie rzeczy jest to wydarzenie spokojne, a bójki to marginalny element obejmujący tylko skrawek pochodu. No ale w wiadomościach pokazują co innego.
Ale moim zdaniem najbardziej zgubne są seriale i programy lifestylowe, oglądane głównie przez młodych ludzi, gdzie znajdują oni model życia, w którym wszyscy są piękni i zazwyczaj szczupli, nawet jeśli jedzą jak prosiaki, wszyscy żyją dostatnio, niezależnie od wykonywanej pracy, a wszystkie kataklizmy życiowe da się łatwo zażegnać. I jak z takim odniesieniem cieszyć się z własnych osiągnięć i poziomu życia, który prawdopodobnie nigdy nie dosięgnie telewizyjnego ideału?
Jednym z takich seriali, które sama oglądam jest Jak poznałem waszą matkę i to ten serial będzie moim przykładem na to, jak telewizja w połączeniu z internetem jeszcze bardziej dobiera nam się do mózgu. Pomijając to, że bohaterowie mają zadziwiająco dużo pieniędzy jak na swoje stanowiska, że ich sylwetki absolutnie nie odpowiadają ich stylowi życia itp. itd. to dla mnie istotne teraz jest to, jak ich świat wymieszał się z naszym. Wszystkie strony internetowe, o których mówi się w serialu istnieją naprawdę, wszystkie filmiki na YouTube też, nawet blog Barneya. Może to jeszcze nie świat realny, ale czy na pewno? Przecież większość z nas i tak przenosi się coraz bardziej do sieci i to, co w niej znajduje, traktuje się całkiem serio. Więc kiedy świat serialowy przenika się z wirtualnym, to tak, jakby Ci bohaterowie bardziej istnieli. A przez to my jeszcze bardziej zatapiamy się w Tamtej wizji rzeczywistości.
Wydaje mi się, że to samo można powiedzieć o tzw. cityplacement, czyli formie promocji miast np. w serialach (jak promowanie Torunia w Lekarzach itd.), gdzie umiejscawia się akcję fikcyjnej historii w bardzo konkretnym, istniejącym naprawdę miejscu, przez co też granica między prawdą a fantazją się zaciera.
Nie mówię, że to coś, co przekreśla nasze życie albo ma tak destrukcyjny wpływ, że jakość życia drastycznie się zmniejsza. Ale nie można też powiedzieć, że jest się na to całkowicie odpornym. Bo to jest niewykonalne. I lepiej chyba wiedzieć o swoim wrogu, żeby skuteczniej się przed nim bronić.