wtorek, 26 listopada 2013

Myśli na dziś

Oto mój ciąg myślowy na dziś:
Siedzę na angielskim. Rozmawiamy o muzyce, kiedy jej słuchamy, po co jej słuchamy, jak długo, jak często, jakiej? Ja słucham dużo muzyki, nawet bardzo, może za dużo? (Po zajęciach, w autobusie, ze słuchawkami w uszach.) Jak mogę być dziennikarką skoro odcinam się od świata i go nie słucham? Jak ja chcę odnieść sukces. I nagle! Zwrot akcji! Ipod mi padł, więc siłą rzeczy zaczynam słuchać rozmów pasażerów.
Dalszy ciąg ciągu myślowego - ludzie gadają strasznie nudne rzeczy w tramwajach, autobusach, w ogóle wszędzie, gdzie mogę ich legalnie podsłuchiwać. Po co więc to robić? Jedyna ewentualność jest taka, że mówią rzeczy nieodpowiednie do tego miejsca, ale kogo to interesuje w sumie?
Mogę słuchać muzyki do woli. Koniec.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Dosięgnąć Richarda

Zdarza się czasem, że jakaś konkretna piosenka przemawia do nas, jakby była specjalnie dla nas napisana, prawda? To się zdarza. Ale pierwszy raz w życiu mi się zdarzyło, że słuchając konkretnego kawałka przyszło mi do głowy, że jest o kimś innym, w sensie, że przemawiałaby tak do kogoś innego. To super dziwne uczucie i korci mnie, żeby sprawdzić, czy mam rację, ale uważam, że to by było bezczelne. "Hej, patrz, znalazłam Ci piosenkę, która odbije Ci się w duszy"- brzmi trochę zarozumiale. Więc zostawię sobie to odkrycie dla siebie.
Poza tym w moim obecnym mieszkaniu stoi radio ustawione na jakąś nacjonalistyczną stację i leci tylko polska muzyka, która przeważająco jest raczej do dupy, ale ostatnio leciało coś, co nie dość, że mi się spodobało, to jeszcze się z tym utożsamiłam. Szaleństwo. Szaleństwo i dno kulturowe.
Oczywiście, że nie wrzucę tu linków do żadnej z tych piosenek, ale za to! Mayer Hawthorne, poza tym, że zdecydowanie jest gejem i tego nie wie, to daje radę na tej płycie, a ta piosenka, to mój najnowszy faworyt, więc zapraszam. Jednak nie, bo nie mogę tego znaleźć w wyszukiwarce, jak tu chcę włączyć film. To sobie wpiszcie normalnie w youtube Reach Out Richard by Mayer Hawthorne i pierwsze wam wyskoczy.
ps. A jak się wpisze w grafikę google "music for my soul" to wychodzą same emo/manga rzeczy.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Smutne olśnienie

Kolejna rozkmina filmowa. Jeśli nie oglądam akurat Eternal sunshine, to zapewne zmieniłam płytę na My blueberry nights - mój drugi klasyk. Film podzielony jest na kilka wątków, czyli etapów podróży głównej bohaterki. I jednym z przystanków Elizabeth jest Memphis. Poznaje tam nieszczęśliwego policjanta alkoholika, a później żonę, która od niego odeszła. Wiele razy oglądałam ten film, naprawdę, jakieś 15 co najmniej, ale ten fragment filmu nigdy mi się za bardzo nie podobał. Wydawał mi się trochę nudny. A ostatnio mnie olśniło. Wątek mnie nudził, bo go nie rozumiałam, wydawało mi się, że wszystko, co wydarzyło się w Memphis to wspaniały przykład irracjonalnych zachowań człowieka. Teraz myślę, że wszystko miało jednak jakiś sens. Policjant ze złamanych sercem, który wciąż wierzy, że jego małżeństwo przetrwa i zapija swoje smutki to w miarę standardowy schemat. To rola Rachel Weisz jest tu bardziej złożona. Chociaż teraz jak o tym piszę, to uświadomiłam sobie, że to wcale nie było takie trudne do ogarnięcia ani nie jest takie niezwykłe, ale cóż. Nie znaczy to, że nie porusza. No więc Sue Lynne, bo takie jest imię bohaterki, odeszła od męża, owszem, ale wciąż go kocha. I chociaż bardzo chciałaby zostawić przeszłość i jego za sobą, to nie potrafi. Może być podła dla męża, może udawać, że nic dla niej nie znaczy i poznawać kolejnych mężczyzn, ale ona cały czas należy do niego. Więc kiedy on umiera, ona umiera także.
Smutne, prawda?
A tak na rozluźnienie, piosenka z filmu, bardzo ładna.