niedziela, 26 stycznia 2014

Kto tu z kim?

Był u mnie ostatnio przyjaciel i szukał pomysłu na temat pracy zaliczeniowej. Podpowiedziałam mu jeden, ale jakoś się nie wzruszył. Jak nie on, to ja napiszę.
W gatunku komedii romantycznych zatrzymałam się na "Masz wiadomość" i "Nothing Hill". Lubię sobie czasem oglądać takie przyjemne filmy, ale zazwyczaj oglądałam je w telewizji, ale telewizji już nie mam, więc przestałam oglądać w ogóle.
I jakiś czas temu do "Glamour" czy czegoś w tym stylu dołączali kupon na filmy w vod, weszłam sobie na stronkę i stwierdziłam, że właśnie na komedię romantyczną mam ochotę. A tam same nowości. Włączyłam sobie coś, zaczynało się to od ślubu, to mówię sobie "Srogo, zazwyczaj tym się kończy". A tam proszę państwa kobieta w dniu swojego ślubu spotyka się wzrokiem z inną kobietą i po ślubie zostaje lesbijką, zostawia męża i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
Z kolei w innym filmie główna bohaterka przekonana o tym, że główny bohater jest gejem, traktuje go jak geja, czyli paraduje przed nim w negliżu, śpi z nim i takie rzeczy, a on biedak cały film w niej zakochany, ale nie wie jak to powiedzieć. No i oczywiście kończy się happy endem, wszyscy żyją razem długo i szczęśliwie.
Ostatni film opowiada o mężczyźnie, który jest w trakcie rozwodu, który próbuje wytłumaczyć swojej małej córeczce, opowiadając jej historię swojego życia. Wtedy ona pomaga mu odzyskać miłość z dawnych lat, bo to przecież była porażka, ten ślub z jej mamą, skoro on cały czas tak naprawdę kochał inną, tylko nie uświadomił sobie tego.
Tytułów tych arcydzieł nie pamiętam i nie bardzo chce mi się szukać, bo to nieistotne. Myślę, że wszystkie współczesne komedie romantyczne są podobne. Wszystko jest w nich takie skomplikowane. Już nie wiadomo kto się tu w kimś zakocha. Kiedyś było oczywiste, że Meg Ryan spotka Toma Hanksa i przepadnie w miłości. Teraz wszystko jest możliwe. Relacje w filmach skomplikowały się tak samo jak w życiu i już nic nigdy nie będzie przejrzyste.
Tytuł pracy dla mojego przyjaciela miał brzmieć: Komedia romantyczna. Ewolucja kulturalna a ewolucja gatunku.

wtorek, 21 stycznia 2014

Update Ayn Rand i Sztuka! Będzie zdjęcie!

Muszę przyznać - jestem zajebiście mądra. Okazuje się, że moja koncepcja o Ayn Rand była słuszna - owa filozofka była bardzo, ale to bardzo radykalna i otaczała się tylko ludźmi, którzy zgadzali się z nią w 100% (chodzi o ludzi, z którymi współpracowała).
Poza tym chyba jednak ją lubię, chociaż muszę się bardziej wczytać. W każdym razie z tego co opowiadał ćwiczeniowiec, Ayn Rand jest libertarianką z bardzo tradycyjnym podejściem do kobiecości. Gdyby nie to, że jest wojującą antychrześcijanką, polubiłabym ją bardziej. Ale zapowiada się ciekawie, więc polecam.

No i sztuka. Obraz autorstwa Sidneya Nolana. Natknęłam się na niego, bo mi się nudziło i sprawdzałam kto umarł w dzień moich urodzin. On umarł.
No i tak generalnie słabe te jego dzieła (w moim plebejskim guście), ale ten obraz mnie totalnie rozwalił. Przecież tu prawie nic nie widać! A ja wszystko widzę. Wszystko rozumiem. Niezbyt często się zdarza, żeby sztuka przemawiała do mnie tak jak literatura czy muzyka. Wiecie, to uczucie, które udowadnia, że ludzie mają duszę. A ten obraz to robi.
Tytuł: Mrs Fraser and the Convict
Eliza Fraser to laska, której statek rozbił się na wyspie australijskiej (nazwano ją po niej Fraser Island). Na tej wyspie znalazł ją skazaniec i zbieg John Graham, który chodził nago, tak samo jak Aborygeni zamieszkujący wyspę.
Koniec historii na dziś. Popatrzcie sobie.

sobota, 18 stycznia 2014

Kobieta a mężczyzna

Czytam sobie właśnie tekst na zajęcia, a nawet kilka, bo mi się spodobała książka. Jest to zbiór esejów filozoficznych. Tytuł: "Cnota egoizmu". Autorzy: Ayn Rand i Nathaniel Branden. Zaczęłam od Pana, bo akurat jego teksty były zadane. Dlatego zaczęłam czytać dalej. Filozofowie (można tak nazywać wszystkich, którzy piszą o filozofii?) poruszają się w obrębie zagadnień etycznych, czyli tych, które mnie interesują bardzo. Poglądy wyrażane przez Brandena mnie przekonały. Tak jak on uważam, że egoizm jest niesłusznie oczerniany i nie można go traktować tylko jako spełnianie swoich durnych zachcianek czy kaprysów, ale

zgodnie ze słownikową definicją - trzeba o nim myśleć jako troską o swoje dobro. A co w tym złego?
Teraz przeszłam do eseju otwierającego zbiór, autorstwa Pani. Rand twierdzi, że kodeks etyczny jest konieczny dla ludzi, ale musi być on całkowicie racjonalny, oparty właśnie na tym, żeby człowiek przetrwał jako on sam.
I tak to sobie czytam, trochę się irytuję i doszłam do takiego wniosku (chociaż nie dałabym sobie nic za to uciąć), że chyba jeśli ktoś dałby mi te dwa eseje bez nazwisk twórców i kazał określić, który był pisany przez kobietę, to zgadłabym. Dlaczego? Bo kobiety są dużo ostrzejsze w wyrażaniu swoich poglądów, zawsze dużo bardziej radykalne, bardziej oddane sprawie i zapalone. Nawet islamscy terroryści twierdzą, że ich siłą są kobiety.
Ayn Rand właśnie taka jest. Stworzyła jakąś koncepcję i całą sobą w nią weszła, bez reszty.
Oczywiście mogę się mylić. Szczególnie, że jej tekstu jeszcze nie doczytałam ;)

Ps. Jako że posiadam już tę mądrość życiową, podzielę się nią z Internetem - oszczędzajcie całe życie, żeby kupić sobie albo swoim latoroślom futra! Albo szukajcie ich na lumpach, tak jak ja. Niezależnie od tego, co mówią Zieloni. Nigdy nie było mi cieplej zimą. Polecam serdecznie. Dobranoc.

sobota, 11 stycznia 2014

Co jest najważniejsze

Wczoraj i dziś przeglądałam ofertę około 18 tysięcy przedmiotów na Uniwersytecie Warszawskim, czyli generalnie wszystkich przedmiotów, jakie tam mają. Męczące, ale jak się nie ma ogarnięcia, to trzeba się męczyć.
Po dotarciu do końca tej szalonej listy zdziwiłam się, że tak się humanistów spycha na margines, ponieważ najwięcej zajęć dotyczyło:

  1. historii (czegoś)
  2. języka i tłumaczeń
  3. stosunków międzynarodowych bardzo szeroko rozumianych
Faktycznie, sporo też było "technologii informacyjnych" i "zarządzania". Ale jednak.
No więc już wiemy, co jest dla ludzi najważniejsze. Jakoś nie dziwi mnie ten wynik.

piątek, 10 stycznia 2014

Zróbmy z kurwy ekskluzywną kurwę!

Nie wiem dlaczego, ale ostatnio zaczęłam oglądać sobie jakieś tam różne programy w TVNie. Dawno nie byłam na bieżąco z telewizją, bo rodzinnie postanowiliśmy, że odpuszczamy sobie to medium. Teraz też nie jestem na bieżąco i chyba wracam do nie oglądania, bo to, co dziś oglądałam przebiło wszystko, co widziałam do tej pory. Najgorsze, że to przykład z naszego polskiego podwórka.
Do obiadu włączyłam sobie program "Sablewskiej sposób na modę", czy jakoś tak. W programie chodzi o to co zawsze, czyli bierze sobie taka stylistka przeciętną Polkę i poddaje ją metamorfozie, która oczywiście ma zmienić całe jej życie.
W odcinku, który oglądałam, do programu przyszła kurwa. Taka najprawdziwsza. No i przedstawiła swoją smutną historię: ma trójkę dzieci, mąż ją zostawił, kolejny partner, który zmajstrował jej jedno z tych dzieci również, po czym dotknęła ją taka bieda, że nawet na mleko dla dzieciaka nie miała, więc poszła się kurwić.
Bardzo smutne, prawda. Ale jednak nie wszystkie kobiety borykające się z biedą, zaczynają sprzedawać
ciało.
Sablewska oczywiście powiedziała, że to bardzo smutne i że ona nie ocenia. To samo doktor medycyny estetycznej, który bohaterce coś tam powstrzykiwał, żeby wyglądała młodziej. I jeszcze powiedział, że nie ma słuchać głosów ludzi, którzy chcieliby ją potępiać. O nie proszę pani, oni najwyraźniej nie rozumieją tego dramatu.
Skoro już przy medycynie jestem - myślałam, że od jakiegoś czasu panuje trend na naturalność i wydobywanie najlepszego, co się w sobie ma. Szkoda, że się pomyliłam.
Kobieta faktycznie wyglądała lepiej niż przed swoją wielką przemianą. No i cały czas płakała, co mnie do szału doprowadzało (może jestem trochę męska, bo to podobno płeć brzydka się denerwuje przy kobiecych łzach), powtarzała też, że skoro ktoś w nią uwierzył, to i ona uwierzy. I że musi wreszcie podjąć jakieś zmiany w swoim życiu.
Przyszła ta baba do programu z manicurem od kosmetyczki, a nawet dwoma. Które na pewno trochę kosztowały. Coś mi mówi, że taki łatwy pieniądz jednak jej nie śmierdzi.
Przyznaję, dostała na koniec bilet na kurs kosmetyczny, żeby może jednak ogarnąć się w życiu.
Cholera, może jestem zbyt cyniczna?