sobota, 25 maja 2013

Gatsby.

Pierwszy raz od stu lat byłam w kinie. Oglądałam "Wielkiego Gatsbiego" - czekałam nawet na ten film dość długo. Recenzje czytałam różne, ale szłam z nastawieniem, że powinno być super, więc wszystko wskazywało na to, że nie będzie. A jednak nie. Film mi się podobał, kicz też. Ale nie o tym.
Generalnie zawsze darzyłam sentymentem lata 20. i gdybym mogła się cofać w czasie, tak jak Gil Pender w "O północy w Paryżu", to bym chciała. I nie wiem, czy to siła mojego zauroczenia, czy filmu, ale "Wielki Gatsby" pozwolił mi przychylniejszym okiem spojrzeć na muzykę popularną gorszego sortu i jej odbiorców. Bo ścieżką dźwiękową do filmu zajmował się Jay-Z z żoną. I chociaż do Jaya nic nie mam, to do jego wyborów muzycznych, jeśli chodzi o ekranizację,  byłam sceptycznie nastawiona. I faktycznie, możemy usłyszeć Fergie, Lanę del Rey, Sie. Ale oglądając ten film, nie mogłam się oprzeć wnioskowi, że gdyby ci ludzie żyli dzisiaj, pewnie właśnie tego by słuchali. Muzyka idealnie komponowała się z obrazem, chociaż była współczesna do granic możliwości. Na początku nie wiedziałam, czy odrobinę mniej lubię przez to lata 20., czy trochę bardziej polubiłam pierwsze 20 lat naszego wieku. Teraz myślę, że chyba to drugie.
I jeszcze dwie piosenki, które przykuły moją uwagę.
Lany Del Rey nie znoszę. Za to, co sobą reprezentuje, czyli pokolenie młodych, zainteresowanych tylko swoim wyglądem i pozorami inteligencji albo głębi. Ale ta piosenka mi się podoba. A tekst jest moim zdaniem znaczący. "I've seen the world, done it all" to trochę nieskromne stwierdzenie jak na 27latkę. Ale nawet nie w tym rzecz. Chodzi o refren: "Will you still love me when I'm no longer young and beautiful?". Bo co jest warte miłości, poza młodością?
A ten kawałek po prostu mnie zniszczył. Kwintesencja współczesności. Esencja. 
A na marginesie, Carrey Mulligan nie powinna grać Daisy. Za miłą ma twarz.