czwartek, 14 lutego 2013

Jak stworzyć ludzi doskonałych

O biopolityce już było, ale niech będzie jeszcze raz, z innej perspektywy. Mam na myśli eugenikę i genetykę (w negatywnym wykorzystaniu).
Zacznijmy od tego, że tematu, który mam na myśli, unika się w kulturze jak ognia albo go trywializuje. Najprostszy przykład - kiedy szukałam do tej notki zdjęć z filmu "Nie opuszczaj mnie", adaptacji książki (o tym samym tytule, autor: Kazuo Ishiguro) o klonowaniu ludzi dla narządów, przejrzałam setki fotografii: na filmwebie, imdb, w google grafika, a zdjęcie bezpośrednio pokazujące temat filmu znalazłam jedno i to z trudem. Nigdzie nie znalazłam kadrów wyniszczonych, schorowanych, cierpiących bohaterów, a przecież takie sceny były. No ale można uznać, że to małe niedopatrzenie, zbieg okoliczności i tyle. Co nie zmienia faktu, że ludzie nie lubią rozmawiać na takie tematy; makabryczne wizje Ishiguro wkładają między bajki, a obecnie wykonywane praktyki całkowicie usprawiedliwiają i popierają (mam na myśli in vitro, aborcję, eutanazję). 
Zastanawiam się czasem - dlaczego? I wydaje mi się, że głównie dlatego, że ludzie są bardzo krótkowzroczni i egoistyczni. Myślą jedynie - chcę mieć dziecko, a nie mogę go spłodzić naturalnie, skorzystam zatem z metody in vitro. Nie zastanawiają się tylko, co stanie się z pozostałymi po zabiegu zarodkami. 
Staram się przekazać, że ludzie o in vitro, eugenice itd. nie myślą serio, nie myślą w skali makro, w skali naukowej. Poszczególni ludzie widzą tylko swoje prywatne tragedie i tzw. tragedie: nie mogę mieć dzieci, zaszłam w niechcianą ciążę. Mogę to zmienić, naukowcy i lekarze dają mi taką możliwość, dlaczego więc mam jej nie wykorzystać? 
Problem w tym, że eugenika nie sprowadza się tylko do bohaterskich czynów, za jakie można uważać obdarowanie bezdzietnej pary dzieckiem. Zresztą to już ludziom przestaje wystarczać.
Jeśli mogę ustalić, żeby moje dziecko miało zielone oczy - to chcę. Brzmi niegroźnie. Ale dlaczego tych samych możliwości ingerowania nie wykorzystać w innych celach. Dlaczego by nie stworzyć żołnierzy mniej odpornych na ból, dlaczego by nie wykluczać dzieci chorych (co zresztą się robi), dlaczego nie dążyć do IDEAŁU człowieka, a w końcu - dlaczego nie stworzyć istoty (nazwijmy to wprost - człowieka), dzięki narządom której inni ludzie będą mogli żyć dłużej? Dlaczego ludzie nie posuną się w swoich rozważaniach tak daleko? Dlatego, że wydaje im się to nierealne? Mi wydawałoby się nierealne, żeby zabijać nowo narodzone dziecko, dlatego że jest chore, a jednak już się to robi - w Holandii.
Do czego to wszystko zmierza? Do stworzenia ludzi doskonałych, do przeprowadzenia ludzi na nowy etap ewolucji (przecież ewolucja zakłada ciągły postęp). A co rozumiem przez pojęcie ludzi doskonałych? Sprawnie radzących sobie w życiu, nie ciążących na budżecie itd.
Smutne zdanie pada w filmie "Eugenika w imię postępu". Profesor Szamatowicz, prekursor in vitro w Polsce, spytany, czy zarodki żyją, odpowiada, że to nie jest problem medycyny, że o to należy pytać filozofów. Dziś na zajęciach z Religii wobec Wybranych Problemów Współczesności prof. Tyburski stwierdził, że pytanie o definicję życia, jest pytaniem z zakresu medycyny. Humaniści mają odpowiedzieć na pytanie o wartość życia.
Zainteresowanych tematem odsyłam do filmu Grzegorza Brauna "Eugenika w imię postępu" oraz do książki Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie", na podstawie których napisałam notkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz