wtorek, 18 lutego 2014

plebs o Warszawie

Od razu mówie, ze pewnie stane sie monotematyczna i bede tylko pisac w kólko o tym, jaka to ta Warszawka dziwna. Nigdy tez pewnie nie dokoncze tego posta o Hayeku. Wybacz swiecie. Dzis nie bedzie tez polskich znaków, bo komputer mojej nepalskiej kolezanki ich nie ma. I to tyle ogloszen wstepnych.
Jaka ta Warszawka dziwna! Ja juz pomijam, ze net tu gdzie mieszkam chodzi nawet wolniej niz na wiosce moich rodziców. Ale ludzie tez jacys nieogarnieci. Jade sobie ja dzisiaj autobusem. Siedzi sobie przyklejony do okna taki chlopaczek ubrany nieco niechlujnie, czyli pewnie bardzo modnie. Spodnie jakby przybrudzone, ale ze stylowo podwinietymi nogawkami, bluza od czapy i jakies rozdeptane tenisówki (znaczy sie sneakery). Jedzie on ze mna, nagle ja patrze co on robi, a on chyba cwiczyl calowanie na wlasnej dloni. Autentyk. Siedzial i calowal sobie reke. No bo skaleczony nie byl, to krwi raczej nie wysysal. Zreszta w ogóle nic nie wysysal na pewno, bo calowanie to nie wysysanie, prawda? No i nic, patrzylam sie na niego bez zenady, bo raczej mnie wciagnal taki widok, pocalowal sie chlopaczek kilka minut i tyle. Jechalismy dalej.
No. To pozdrowienia z Warszawy sle ja, plebs.

1 komentarz: