Tak
sobie pomyślałam, że jakoś tego bloga prowadzę (poooowoli), a
nigdy się nie przedstawiłam, ani nie powiedziałam, o co mi tak
właściwie chodzi. Wprawdzie to nie fair, że ja muszę się
przedstawiać, a ktokolwiek, kto wejdzie na tego bloga, już nie, ale
takie są reguły gry, a kim ja jestem, żeby je zmieniać?
Mam
na imię Joanna, co według astrologów (w których wprawdzie nie
wierzę, ale na potrzeby sytuacji, czemu nie wykorzystać?) oznacza,
że mam zdolność "budzenia ludzkich dusz z uśpienia" i
to właśnie chciałabym robić. Studiuję bardzo dużo różnych
rzeczy, głównie dziennikarstwo, ale zahaczyłam już o socjologię,
kulturoznawstwo, filozofię, religioznawstwo, etnologię, teologię i
kognitywistykę. To ostatnie było najgorsze, ale generalnie wszystko
dla mnie układa się w spójną całość, a chodzi o to, żeby
nauczyć się świata na tyle, żeby móc o nim pisać. Ten blog ma
służyć właśnie temu. Chcę podzielić się z Wami swoimi
spostrzeżeniami, refleksjami na temat współczesnego świata, na
temat ludzi. Bo to ludzie zawsze najbardziej mnie interesowali -
kiedy czytam Dostojewskiego albo oglądam filmy - tak naprawdę
zawsze chodzi o ludzi. Piękny język czy ujęcia, to sprawa
drugorzędna. Zastanawia mnie, co jest dla ludzi ważne, co uznają
za normalne, jak widzą sami siebie. Moją nową miłością jest
psychologia społeczna.
Myślę,
że w pewien sposób ten blog, to też moja prywatna walka z tym, na
co się nie zgadzam, czego w życiu się obawiam. Ostatnio niełatwo
jest wypowiadać swoje zdanie publicznie, tutaj nie muszę się
obawiać obrzucenia jajkami ;)
Nie
da się też ukryć, że blog ma też małe zabarwienie
antropologiczne, ale to wszystko mieści się w moich
zainteresowaniach, zresztą ten kawałek internetu to moje małe
królestwo, więc czemu by nie?
A
jeśli chodzi o nazwę – Talking Shit about a Pretty Sunset
to tytuł piosenki Modest Mouse z ich płyty This
Is a Long Drive for Someone with Nothing to Think About. Muszę
szczerze przyznać, że muzyki nie lubię, ale tytuły są moim
zdaniem zabawne. Zresztą nazwa zespołu nawiązuje do Znaku
na Ścianie Virginii
Woolf, a ją już lubię. W każdym razie tak trochę patrzę na
swoją pisaninę – gadam głupoty o pięknych rzeczach (albo
strasznych, czasami o nich też). Całe szczęście internet jest
przestrzenią absolutnej tolerancji i każdy może w nim wypisywać
tyle bzdur, ile mu się będzie podobało. Najwyżej nikt tego nie
przeczyta. Chociaż ja po cichu trzymam kciuki, że ktoś jednak
czyta.
A
gdybym miała to wszystko podsumować w jednym zdaniu i nie zanudzać
na śmierć, napisałabym chyba: Dużo tu mnie i o to chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz