wtorek, 23 lipca 2013

Niedawno miałam okazję spędzić kilka dni u słowackiej rodziny. Po słowacku oczywiście nie mówię, ale co to za problem skoro polski i słowacki to prawie to samo. Jak dla kogo. Moja siostra, która miała bardziej długotrwały kontakt z tym językiem wcześniej, uprzedziła mnie, że to jednak tylko tak się wydaje. Z kolei mój tata jej nie uwierzył i jakby na złość rozmawiał z naszymi sąsiadami zza gór bez żadnego problemu. Ale to wszystko było wcześniej, więc kiedy już przyjechaliśmy do naszych słowackich gospodarzy na kilka dni, byłam uzbrojona w wiedzę teoretyczną bardziej, że ja słowackiego nic a nic, a mój tata może gadać godzinami. Więc przez te 72 godziny na obcej ziemi mogłam weryfikować swoją wiedzę. Wnioski spłynęły na mnie dopiero później.
Okazało się, że moi rodzice nie mieli problemu z nawiązaniem kontaktu, ja z kolei uśmiechałam się nieśmiało i wołałam o pomoc za każdym razem, kiedy ktoś mnie o coś pytał (przy zwykłych zdaniach oznajmujących udawałam, że oczywiście wszystko rozumiem i zgadzam się w stu procentach). Nie mówię, że była to taka przepaść językowa jak z Węgrami, ale jednak.
Na początku myślałam, że to mi brakuje błyskotliwości i dlatego nie rozszyfrowuję tak szybko słowackich słów, ale nie dostrzegam u siebie takiej tępoty na innych polach, więc chyba wykluczone. Na pewno wykluczone, bo nasunął mi się inny, lepszy wniosek. Między mną a moimi rodzicami jest 30 lat różnicy. W tym czasie język polski ewoluował i to moim laickim zdaniem dość potężnie.Krótko mówiąc: rodzice mówią polszczyzną poprawną i raczej czystą, lepiej też orientują się w gwarach wiejskich, ja z kolei mam język przybrudzony przez slang, jakieś śmieci językowe i zdominowany przez angielski. Nawet jeśli nie angielski w czystej postaci, to taki dostosowany do naszych potrzeb. Dlatego ja nie rozumiałam prawie nic, a za to moi rodzice dogadywali się świetnie. I jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, z czego mój ojciec nabijał się bez skrupułów - ja wolałam z nowymi znajomymi rozmawiać po angielsku, wtedy byliśmy na równym poziomie i wbrew temu, co myślał mój tata, rozumieliśmy się lepiej.
Czy to wpływ globalizmu, że tak bliskie sobie kulturowo i językowo narody stały się sobie obce? Chyba źle postawiłam pytanie. To, że młodzi Słowacy będą z młodymi Polakami rozmawiać po angielsku, nie znaczy, że są sobie bardziej obcy niż ich rodzice czy dziadkowie. To po prostu znaczy, że znaleźli dla siebie nową platformę komunikacji, na której jest też miejsce dla Hiszpana czy Francuza. O ile zawsze będą pamiętać, skąd pochodzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz